Nowy rocznik, klasy pre IB, „świeżaki” rozdarte między gimnazjalną świadomością, a realiami IB, ucieleśnieniem ich marzeń. Zanim jednak dadzą się „ustrukturyzować” i zostaną wchłonięci przez system musi nastąpić akt przyjęcia. Jak co roku ten wyjątkowy ceremoniał szykuje rocznik IB1.

W drogę!

Jest nas garstka. Pięćdziesiąt paru uczniów i czwórka wychowawców. Stoimy na przystanku tramwajowym na ulicy Filtrowej i wymieniamy się strzępkami informacji na temat nadchodzącego wielkimi krokami przedsięwzięcia. Najbardziej nośna okazuje się pogłoska na temat skali ekstremalności przygotowanych dla nas zadań – mamy zostać porządnie ubrudzeni farbami i sztuczną krwią. Ostrzegano nas, aby wziąć coś na przebranie.

Tułaczka dusznym, zatłoczonym tramwajem, krótki spacer i już jesteśmy na miejscu, w gmachu muzeum na Senatorskiej, które prezentuje kolekcją spuścizny województwa mazowieckiego i kryje czekające na nas niespodzianki. Wchodzimy po monumentalnych schodach do sali kolumnowej zakończonej niebotycznym sufitem, gdzie zewsząd otaczają nas nauczyciele i organizatorzy – uczniowie IB 1. Po krótkim powitaniu i wprowadzeniu, zostajemy podzieleni na pięcioosobowe grupy i odprawieni na górę pod wodzą wyznaczonych przewodników.

Wyzwania

W każdej sali czeka na nas inne zadanie, challenge, nikt nie wie czego się spodziewać. Tematem przewodnim jest po prostu liceum, a więc dość szerokie pojęcie, pod którym kryje się bardzo wiele.

Z rund, przez które mieliśmy obowiązek przejść, na szczególne wyróżnienie zasługuje ta zaproponowana przez szkolną ligę debatancką. Mieliśmy około pięciu minut na przygotowanie się do debaty, w szlachetnych założeniach oksfordzkiej, ale ze względu na to, że była nas zaledwie piątka, występowaliśmy w parach, więc miało to raczej więcej wspólnego z formułą debaty parlamentarnej.

Broniliśmy starotestamentowej tezy „Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego.” gdzie każdy z nas miał obowiązek włączyć jakieś osobliwe zdanie do swojej mowy. Jako czwartej mówczyni przydzielono mi stwierdzenie „bakłażany nie urosną na krzakach dyni”, którego to oczywiście użyłam w sposób metaforyczny.

Bardzo zabawne okazały się też symulowane prywatki, gdzie prowadzący poprzebierani byli we fluorescencyjne stroje, wzorzyste marynarki, złote spodnie czy buty na platformach. I do tego androgeniczne, brokatowe makijaże i wymyślne fryzury, głośna muzyka i doskonała aranżacja – pomieszczenie wypełnione sztuczną parą i neonowymi światłami.

Dobre wrażenie robiło także „stowarzyszenie nerdów”, z którym wymienialiśmy się informacjami na temat nauczycieli oraz „szkolne radio”, w którym tworzyliśmy wyjątkową, raszyńską playlistę. Nie ominęła nas sztuczna krew – wyławialiśmy ustami kamienie z misy wypełnionej czerwoną cieczą.

Prezentacja klas

To nagromadzenie bodźców, nie podchodzących jednak pod ekstremy, wprawiło nas w dobry nastrój. Podczas poczęstunku szczegółowo omówiliśmy sposób prezentacji naszych nazw klas po czym przystąpiliśmy do zadania na oczach całej szkoły. Przedstawiono tarantinowską klasę „The heightful fiftteen”, „I think therefore IB” – trawestacja kartezjańskiej tezy „I think therefore I am”, pierwszorzędną „First class” i „Biopaliwo” – geneza od dwóch pierwszych sylab nazwiska wychowawczyni, pani Agnieszki Piwowarczyk.

Tekst: Julia Perendyk, First class
Wideo: Zuzia Dzieniak, I think therefore IB.